piątek, 28 lutego 2014

Czas na przemoc w kuchni, czyli klepanie bitek (w sosie cebulowym)

Zmęczenie i zmuleni słodkościami po tłustym czwartku? Może naszła Was ochota na coś treściwszego? Jesteście gotowi dać waszym żołądkom lekki wycisk? Jeżeli odpowiedź na któreś z powyższych pytań brzmi TAK, to zapraszam na:

Bitki w sosie cebulowym!


Od razu zastrzegam, że jest to potrawa z gatunku ciężkostrawnych, dlatego pod koniec zaproponuję dodatki, które powinny pomóc Waszym organizmom poradzić sobie ze zmasowanym atakiem mięsa i cebuli.

No to ostrzymy noże i jazda!


Składniki:


  • kilogram łopatki albo karkówki wieprzowej (proponuję wziąć trochę więcej, ponieważ zawsze trochę odpadnie przy czyszczeniu z błon i nadmiaru tłuszczu)
  • 12 (!) średnich cebul (ok. kilogram, lub więcej)
  • mąka
  • pęczek lubczyku
  • chili
  • oregano
  • tymianek
  • sól i pieprz




 Będziecie potrzebować też:

  • dwie patelnie (minimum)
  • garnek (wielkościowo taki, jak na zupę)
  • blender lub sitko do przetarcia sosu
  • tłuczek (im cięższy, tym lepszy)
  • oczywiście tłuszczu do smażenia
  • Domowych Kostek Rosołowych do smaku
Z podanych ilości powinno wyjść co najmniej 6 pełnych porcji!


W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że używam w przepisie wieprzowiny, ponieważ tak właśnie preferuje moja Małżonka, natomiast równie dobre bitki wyjdą z wołowiny, byle użyć odpowiednio tłustego (nie za chudego!) kawałka.

Nadmienię też, że można użyć mniej cebuli, jeżeli kogoś taka ilość przeraża. Jednak ja uwielbiam, gdy wszystkie składniki na talerzu są zanurzone w cebulowym sosie, dlatego zużywam jej aż tyle, by utrzymać odpowiednią konsystencję.


Wykonanie


Runda 1 - prace manualne - mięso

Ostrym, elastycznym nożem do mięsa w miarę dokładnie oczyszczamy mięso z nadmiaru tłuszczu i niepotrzebnych błon. Łopatkę, a w szczególności karkówkę, ciężko jest idealnie oczyścić bez pokrojenia mięsa na maleńkie kawałeczki, co nie jest naszym celem, więc nie ma co specjalnie deliberować na tym etapie. Oczyszczone mięso kroimy na standardowe plastry (ok. 1 cm) w poprzek włókien mięsa.





A teraz to, co Faceci lubią najbardziej! Nieokiełznana, niekontrolowana PRZEMOC! Bierzemy tłuczek i rozklepujemy mięso! Tylko żeby nie było kawałków na suficie, bo Wasze Piękniejsze Połówki zafundują Wam kurację tłuczkiem.


Koledzy z Regular Ordinary Swedish Meal Time zapewne zamiast tłuczka użyliby pięści / głowy / drzwiczek od piekarnika, ew. tarzaliby się gołymi klatami po mięsie. Ja mimo wszystko preferuję tłuczek - nie musi być duży, ale koniecznie musi być ciężki.


Nie chcemy też mięsa rozbić tak, by było przeźroczyste. Naszym celem jest rozluźnienie włókien i naruszenie struktury tłuszczu. Dzięki temu mięso będzie miękkie i soczyste, a nie jak vibramowa podeszwa butów trekingowych.


A jeżeli mimo wszystko chcecie dać upust swojej barbarzyńskiej stronie (bo każdy Facet ma swoje potrzeby), to przykryjcie mięso folią spożywczą i możecie śmiało dać upust swojej energii.





Runda 2 - prace manualne - cebula

Teraz najmozolniejsza części - obieranie i krojenie cebuli. Nie ma znaczenia w jaki kształt pokroicie cebulę, według mnie najszybciej idzie ze zwykłymi półksiężycami. Mnie obranie i pokrojenie 12 średnich cebul zabrało ostatnio dwa kawałki Dire Straits, więc myślę, że nie jest to jakoś szczególnie długo zważywszy, że jest to faktycznie ostatnia "męcząca" czynność.





Uwaga: na zdjęciu widzicie zaledwie połowę cebuli ;)



Runda 3 - panierowanie


Ok, teraz mięso musimy obtoczyć w mące, dzięki czemu pięknie nam się całość zezłoci w trakcie obsmażania na patelni, a dodatkowo zagęści nam sos. 

Wcześniej jednak proponuję doprawić mięso: sól, pieprz i chili - posypać i wymieszać.

Teraz proponuję przygotować sobie deskę, oprószyć ją mąką, a także miskę z samą mąką do obtaczania.




Mięso z przyprawami po prostu wkładamy do miski, obtaczamy, strząsamy nadmiar mąki i odkładamy na deskę.


Tutaj dobra rada: mięso należy obtoczyć tuż przed samym smażeniem, a także starać się, by mięso na desce nie stykało się ze sobą, ponieważ z powodu wilgoci mięsa mąka za kilka minut zmieni konsystencję w klej i trzeba będzie plastry ponownie obtoczyć.

Runda 4 - smażenie


Na ogień kładziemy dwie duże patelnie, wlewamy ok. łyżki oleju i porządnie rozgrzewamy (byle nie zaczęło dymić!). Na jednej patelni będziemy smażyć mięso, a na drugiej cebulę.

Ze względu na ilość składników będziemy smażyć na trzy razy (no chyba, że ktoś ma olbrzymie patelnie - moje mają 28cm) zarówno mięso, jak i cebulę.


Naszym celem jest uzyskanie pięknego, złotego koloru zarówno na mięsie, jak i na cebuli. Nie za długo, by nie przypalić cebuli i nie przesuszyć mięsa.


Jeżeli ktoś ma obawy co do czasu smażenia, można obtaczać mięso w mące "na bieżąco" w miarę miejsca na patelni.

Usmażone mięso i cebulę przekładamy do garnka.



Runda 5 - duszenie


Gdy uda się całość przesmażyć i przełożyć do garnka, dokładamy do środka pęczek lubczyku, posypujemy tymiankiem i oregano do smaku i zalewamy całość zimną wodą.




Stawiamy całość na ogień i pozwalamy gotować się powoli przez ok. 45 minut.


Teraz ostrożnie wyławiamy wszystkie kawałki mięsa i przekładamy je do miski, a także wyjmujemy i wyrzucamy lubczyk. 

Pozostały sos przecieramy blenderem, lub przez sitko, by uzyskać gładki, wyrazisty sos.




Wkładamy z powrotem nasze podduszone mięso, a także można dodać teraz Domowe Kostki Rosołowe, jeżeli wydaje Wam się, że sos za bardzo się zredukował. Całość dusimy jeszcze 15 - 20 minut.




Job well done!


Na koniec jeszcze o dodatkach. Według mnie najlepiej z bitkami komponują się ziemniaki (w dowolnej formie) i kiszona kapusta z marchewką.


Kilka słów o kiszonej kapuście. Według mnie jedyna kiszona kapusta dostępna w handlu (w Krakowie), która jest godna tego miana, dostępna jest na Placu Imbramowskim. Cała reszta dostępna w sklepach, pakowana w worki lub na wagę to jakaś całkowita porażka. A kapustę kiszoną warto jeść ze względu na wysoką zawartość witaminy C, minerałów, a także wartości regenerujące wątrobę, która z pewnością dostanie w kość po takim daniu.


Całość polecam podawać w głębokim talerzu, równomiernie zalanym sosem. Poezja.

Smacznego!

Testujemy nowy system komentarzy!

Od dzisiaj zachęcam do korzystania z nowego systemu komentarzy pod postami, który w zamierzeniu ma być zintegrowany z komentarzami z Facebooka! Niestety nie działa to wstecz i ostatnia, bardzo twórcza, konwersacja o jedzeniu zupy pozostanie tylko na fejsie, ale mam nadzieję, że wszystkie późniejsze będą już utrwalone też na blogu.


Samo wdrożenie tego systemu ostatnio stało się trudniejsze ze względu na niedawną zmianę interfejsu aplikacji Facebook'owych, a także wymaga ingerencji bezpośrednio w kod HTML bloga (ponieważ Blogger jako część Google oczywiście nie wspiera, ani nie ułatwia integracji z portalami konkurencji), co w moim przypadku będzie się zapewne wiązać z przejściowymi bugami.

Zwracam się więc do Was z prośbą o dodawanie komentarzy na blogu, ponieważ będę mógł sprawdzić, czy faktycznie system działa tak, jak powinien.

Podjąłem się tego karkołomnego zadania dla Waszej wygody i zwiększenia dla Was atrakcyjności bloga i liczę na Waszą pomoc.

Z góry wielkie dzięki!

P.S. Kontynuując mój eksperyment Postaram się opublikować nowy pprzepisjeszcze zanim wyjdziecie dzisiaj z pracy, poniewż jest już zasadniczo gotowy, potrzebuję tylko dorwaać się do komputera.

czwartek, 27 lutego 2014

ROSMT is back!

Dobra wiadomość!


Regular Ordinary Swedish Meal Time znowu pracuje!


Już straciłem nadzieję, że wikingowie - kucharze po zakończeniu tego, co było studenckim projektem, po trzech seriach już nie powrócą. Ale się myliłem :D! Jak widać udało im się znaleźć "a kitchen to destroy" (kuchnię do zniszczenia) i według ostatniego wpisu na fanpage'u: Kitchen status: Progress.

Dla wszystkich, którzy jeszcze nie zetknęli się z tymi Panami wyjaśniam: w każdym odcinku oglądamy zmagania Prawdziwego Faceta i jego przyjaciół z Mr. Foxem - archetypem zła. W tle obserwujemy co się stanie, gdy wpuścimy Prawdziwego Faceta do kuchni bez nadzoru kobiety - głośno, brudno, zabawnie. Nie nazwę tego wydajnym sposobem gotowania, ale obieranie ziemniaków na gołej klacie... damska bielizna powinna sama płonąć na widok takiej ilości testosteronu ;P A całość w Swenglish. Kto jeszcze nie widział - koniecznie niech zobaczy!

No to przygotujcie łyżki na pre-dinner snack (It's good for you!) i czekamy na: dinner served bi***es!

środa, 26 lutego 2014

Od dziś znajdziecie mój blog na Pinterest!

Z radością informuję, że aktualne przepisy z mojego bloga dostępne są na jednym z najciekawszych tematycznych serwisów społecznościowych - Pinterest!

Ja sam często odwiedzam, sprawdzam i porównuję przepisy kulinarne publikowane w tym serwisie.

Zdaję sobie sprawę, że mój blog może odstawać pod względem jakości od innych promowanych w Pinterest, ale dzięki temu może i wy odkryjecie tam coś dla siebie.

Men'ską Kuchnię na Pinterest znajdziecie tutaj!


Gorąco polecam!

Zdrowia Zupa Pieczarkowa

Zup jeszcze nie było, więc najwyższa pora pokazać, że Prawdziwy Man potrafi i wyborną zupę przygotować. I jeszcze zdrową.

Zdrowa Zupa Pieczarkowa


Jak napisałem w nazwie zupa ma być zdrowa, a znaczy to dwie rzeczy: dobrej jakości Domowy Bulion (o niskiej zawartości tłuszczu) i warzywa. Jeżeli ktoś nie przepada za słowem "zdrowe" w swoim jedzeniu zawsze może ograniczyć się do bulionu z kostek i grzybów, otrzyma dobrą zupę, ale to nie będzie już Men'ska Kuchnia!


Słowem wstępu o "zupach według mnie"


Nie wiem, czy wszyscy tak mieli, ale jak byłem dzieckiem, zawsze mnie fascynowało, kiedy oglądałem moją mamę robiącą zupę - proces, który według mnie nie miał prawa się powieźć. Zupełnie niezrozumiałe dla mnie nie było jak to się dzieje, że bierzemy kości, warzywa, wodę, wrzucamy do garnka i "dzieje się" zupa. Ale kocham zupy mojej mamy i zawsze staram się oddać w moich zupach to, co było najważniejsze w zupach z mojego dzieciństwa.

Następnym wielkim szokiem był dla mnie fakt, że tuż po przyjeździe do Krakowa Mariola, moja ukochana (wtedy jeszcze dziewczyna) żona nie lubi zup. Był to dla mnie wielki kopniak dla mojej ambicji - przekonać ją, że woda z warzywami może ważną częścią obiadu, a często stanowić główny punkt obiadu. Zajęło mi to dwa lata - nauczyć się jak przyrządzić zdrową, odżywczą i smaczną zupę. Udało się dzięki temu, że zupy mojej mamy są najlepsze i przygotowuje je tak, aby smakowały - wyraźne, wytrawne, dobrze doprawione. Zawsze będę Mamie wdzięczny za pokazanie, jak zupa powinna smakować. Jeżeli ktoś nie lubi zup - zapraszam do wypróbowania jednego z moich przepisów, albo zapraszam do mnie na zupę :).


Ostrzymy noże, grzejemy garnki i jazda!


Składniki:

  • 0,5 kg pieczarki (u mnie brązowe pieczarki)
  • dwie cebule
  • Domowy Bulion (2/3 garnka) lub równowartość w Domowych Kostkach Bulionowych
  • 2-3 marchewki
  • 1,5 - 2 pietruszki (korzeń)
  • pół cytryny
  • lubczyk
  • natka pietruszki
  • sól
  • pieprz

Używam brązowych pieczarek, ponieważ mają troszkę inny smak (co potwierdza moja Siostra, która nie jada zwykłych pieczarek, a te są dla Niej "nawet smaczne") i więcej aromatu niż zwykłe białe. Można też użyć 6-7 pieczarek portobello - tych olbrzymich - które mają tę niesamowitą zaletę, iż mają w sobie bardzo mało wody, a także jest mniej obierania. Ale moja Żona woli brązowe pieczarki w zupie i tak robię w mojej Men'skiej Kuchni.


Jeżeli chcecie "zabielić" zupę będzie też potrzeba:
  • mały kubek śmietany 18% 
  • mąka

Nie mam nic przeciwko "zabielaniu", ale według mnie niektóre zupy nie potrzebują już dodatku w postaci śmietany. Jeżeli według Was nie ma zupy bez "białego", a macie poczucie winy spróbujcie jogurtu naturalnego - tylko pamiętajcie, że wymaga duuuużo cierpliwości przy hartowaniu, a i tak zawsze coś się zetnie i trzeba będzie coś zebrać.




Wykonanie:

Runda 1 - praca manualna

Jak zawsze - zaczynam od obierania i krojenia. Obieramy marchewkę, pietruszkę (oczywiście korzeń), cebulę i pieczarki. Cebulę kroimy w moje ulubione półksiężyce, a marchewkę i pietruszkę w plastry (takiej wielkości, aby wygodnie nabierać je łyżką). Pieczarki przekrawam na pół, a połówki dzielę na 3 części (ew. kroję na ćwiartki w przypadku małych sztuk) - dzięki temu pieczarki nam się podsmażą i nie stracą całego soku jak w przypadku plastrów.


Runda 2 - Ooh, and I burn

Na ogniu stawiamy garnek z bulionem, aby go zagotować. Równocześnie stawiam obie patelnie na ogniu i zaczynam smażenie na odrobinie oleju: pietruszki i marchewki na jednej patelni i cebuli na drugiej.


Cebula jak zwykle podsmaża się najszybciej, więc przekładam ją do miseczki. Co jakiś czas mieszam marchewkę i pietruszkę aż do momentu karmelizacji na krawędziach plastrów.



Runda 4 - czas na tricki

Uzupełniam olej na patelni po cebuli i wrzucam pieczarki i dodajemy odrobinę soli.



Teraz pora na trick dnia - podczas smażenia pieczarek zmieniają one kolor z białego na ciemnobrązowy. Aby temu zapobiec wystarczy dodać sok z połówki cytryny! W żaden sposób nie wpłynie to na smak pieczarek, a zachowają ładny, jasny kolor, nieważne jak długo je będziecie smażyć (o ile ich nie przypalicie).



Runda 5 - redukcja

W tym momencie marchewka i pietruszka powinny zacząć "dochodzić", więc dodajemy je do naszego gotującego się wywaru.

Pieczarki powinny zacząć puszczać wodę, którą chcemy zredukować do ok połowy do 1/3 objętości, aż będziecie mieć pewność, że pieczarki nie są surowe.


Dlatego osobno smażymy cebulę i pieczarki. Dzięki temu dostajemy pyszną, złotą, podsmażoną cebulę, a nie cebulę uduszoną w soku z pieczarek.




Dodajemy pieczarki (razem z płynem) i cebulę do wywaru, a następnie wrzucamy lubczyk, który zastąpi nam popularną przyprawę do zup (tzw. maggi - dlaczego? W innym artykule). Pozwalamy gotować się pod przykryciem na małym ogniu przez min. 25 minut.



Teraz można "zabielić" naszą zupę.

Podawać z posiekaną pietruszką i makaronem fussilli (tzw. świderki, najlepiej pełnoziarnistymi).


Job well done!

Smacznego!


wtorek, 25 lutego 2014

Jutro mały eksperyment, czyli o mojej kuchni

Jutro środa, a więc dzień przygotowania jadła na środę i czwartek. W ten sposób standardowo pracuje moja kuchnia : przygotowuję obiad na dwa dni, więc podział jest następujący:

1. poniedziałek + wtorek
2. środa + czwartek
3. piątek (bo bezmięsny dla mojej Żony)
4. sobota + niedziela

Z tego powodu najczęściej przepisy na moim blogu pojawiają się w pierwszy dzień wieczorem według wyżej wymienionego schematu (no chyba, że nie mam czasu przygotować zdjęć / opisu).

Ale dzisiaj udało mi się już przygotować danie na jutro, ale przepis wrzucę jutro rano, zanim wyjdę do pracy (ew. z Ipada jak będę miał chwilę między spotkaniami / stojąc w korku) tak, abyście w przerwie w pracy mogli "podłapać" pomysł na obiad.


Zapraszam jutro!


P.S. Powyższy schemat ostatnim czasem nie do końca się sprawdza ze względu na "zachcianki" mojej Żony spowodowane ciążą, ale staram się, by nie było przestojów w Men'skiej Kuchni. Ale czasem się może zdarzyć i proszę o zrozumienie ;)

czwartek, 20 lutego 2014

Miodne żeberka

Co jest jedną z największych zalet bycia Facetem? Nieważne na jakim stanowisku, nie ważne jak ubrany, nie ważne gdzie, nie ważne z kim - są potrawy, które ze spokojnym sumieniem możemy pałaszować rękami. Nie twierdzę, że naszym Piękniejszym Połówkom nie wolno jeść palcami, ale nie zawsze wypada poza zaciszem domowym. Chyba nikogo nie zdziwi mężczyzna w średnim wieku, w dobrym garniturze, który raczy się wybornym daniem w restauracji korzystając z palców - w końcu to Facet, byle koszuli nie pobrudził. A wyobrażacie sobie jego damski odpowiednik w tej samej sytuacji?

Dlatego tym razem zajmę się daniem, które idealnie nadaje się do jedzenia palcami, a że przygotujecie je w domu, spokojnie możecie rozkoszować się nim całą rodziną!

Dodatkowo na końcu umieszczam mały twist, niektórzy już wiedzą o co chodzi, ale dla reszty mam nadzieję, że będzie to miła, acz niespodziewana wiadomość. Ale dopiero po przeczytaniu całości - bez oszukiwania ;)

Zapraszam więc na:

Miodne żeberka!


No to grzejemy piec, ostrzymy noże i jazda!


Składniki:


  • 1,5 kg żeberek (koniecznie z kością!)
  • dobrej jakości miód
  • czosnek
  • musztarda tzw. francuska (z niemielonej gorczycy)
  • ostra musztarda
  • rozmaryn (najlepiej całe świeże gałązki)
  • sól
  • pieprz




Kilka słów o składnikach:

Żeberka: wybierzcie koniecznie te kością! Nie dajcie się nabrać na te "mięsne" kawałki (często zresztą droższe). O smaku mięsa decydują dwie rzeczy: zawartość tłuszczu i kość. Jeżeli wybierzecie te bez kości pozbawicie się części tego wybornego smaku charakterystycznego dla żeberek. Zauważcie z resztą, że zwykle zachęcam do kupowania mięsa z kością.

Miód: wybierzcie dobry, wyrazisty miód. Ja osobiście uwielbiam miód spadziowy (najlepiej ze spadzi iglastej, ale może być inny) - nie jest tak słodki, a ma bardzo charakterystyczny posmak. Dobry miód nie jest tani, ale pamiętajcie, że kupując tanie miody są to często wyroby chińskie - nie powiem, że oszukiwane, ale na pewno nie takiej jakości jak nasze. Dlatego zachęcam do sprawdzania pochodzenia miodu i kupowanie naszych regionalnych, polskich (a jeżeli nawet nie polskich, to z UE).

Musztarda: dlaczego dwie różne? Ponieważ ta francuska jest bardzo delikatna w smaku, bardzo łatwo zginie wśród wyraźnych smaków miodu i żeberek. Dlatego daję pół na pół z ostrą musztardą (np. rosyjska, słowacka, kozacka). To po co ta francuska? Ponieważ nada świetną teksturę do sosu, który powstanie w czasie pieczenia.

Czosnek: to samo, co z miodem - sprawdzajcie co kupujecie. Większość czosnku oferowanego w naszych sklepach pochodzi z Chin! Nasz czosnek jest dużo wyraźniejszy w smaku, ale i droższy. Mimo wszystko warto - myślmy co robimy i wspierajmy naszych przedsiębiorców!



Wykonanie:


Runda 1: tniemy!


Zaczynamy od przygotowania mięsa. Z żeberkami nie ma wiele pracy - na upartego można przyrządzać całe płaty, bez żadnej obróbki wstępnej. Ale ja nie lubię dostawać na talerzu wielkiego kawałka, z którego z każdej strony ścieka tłuszcz i sos. Dlatego proponuję pokroić płaty w małe kawałki: dokładnie między kośćmi. Dzięki temu otrzymujemy kawałki idealne do jedzenia palcami i dokładnego obgryzania kości z całego wybornego mięska.



Runda 2: glazura


Całą tajemnicą moich miodowych żeberek jest glazura. Nie marynata, nie sos (który będzie produktem ubocznym), tylko glazura. Moja glazura spełnia wszystkie wyżej wymienione role. Więc do roboty!

Do miski dodajemy miód. Ile? Ja zwykle "wizualizuję" sobie ilość potrzebnych składników. Na ten przykład wyobrażam sobie po prostu, że polewam całe mięso miodem wlewając go do miski.


Teraz musztardy:
Najpierw francuska, która nada teksturę, a następnie rosyjska, która nada smak. Zależy nam co najmniej na podwojeniu objętości.


Runda 3: marynujemy


Jesteśmy już prawie gotowi na połączenie mięsa z glazurą, ale brakuje tylko jednego elementu: czosnku. 


Podstawowym błędem byłoby obrać czosnek z łupy. Jeżeli zamierzacie piec mięso albo warzywa z czosnkiem, to nie obierajcie go! Dużo olejków eterycznych jest zawartych w łupie, więc szkoda ją wyrzucać przedwcześnie, a dodatkowo czosnek dosłownie upiecze się na parze, pochodzącej ze środka uwięzionej przez zewnętrzną warstwę, dając w ten sposób maksimum smaku.


Czosnek delikatnie miażdżę dłonią, tylko tyle, by łupa pękła.



Teraz możemy połączyć wszystkie elementy. Najłatwiej wlać je razem do miski, przykryć folią spożywczą, albo talerzem i wstawić do lodówki. Przy takiej ilości mięsa, dla mnie i dla mojej Ukochanej, wystarczy nam na dwa dni, dlatego korzystam z jednorazowych worków strunowych. Dzięki temu mam pewność, że nie będzie żadnej "zewnętrznej" ingerencji do następnego dnia.


Teraz wystarczy je dobrze "wymiętosić", aby rozprowadzić glazurę równomiernie po mięsie.

Wstawiam do lodówki na minimum godzinę, a druga porcja, tak jak pisałem, czeka aż do następnego dnia.

Runda 4: pieczemy


Teraz przechodzimy do pieczenia. Przekładam zawartość jednej z torebek do ceramicznego naczynia żaroodpornego. Dokładam też do tego 3 albo 4 gałązki świeżego rozmarynu. Rozmaryn wcześniej polewam wrzątkiem, aby go zarówno umyć, a dodatkowo wrzątek aktywuje aromat rozmarynu. 


Teraz cała sztuka pieczenia: zależy nam, żeby bardzo powoli roztopić tłuszcz, który przeniknie mięso i nada mu smak, będzie miękkie i soczyste, a jednocześnie idealnie przypieczone z pięknie skarmelizowanym miodowo-musztardowym sosem. 

Aby uzyskać taki efekt dzielę proces pieczenia na dwie części: najpierw powolne pieczenie w niskiej temperaturze pod przykryciem, a potem dopiekanie.

Zaczynamy więc od powolnego pieczenia.

Przykrywamy naczynie folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika na 150 stopni na jakieś 45 - 50 minut.


Po pieczeniu mięso będzie wyglądać w ten sposób:


Mięso jest szare, sos płynny i lejący. Dlatego zdejmujemy folię, wkładamy mięso z powrotem do piekarnika na 180 stopni na następne 15 - 20 minut. Oto efekt:


Mięso jest złociste, sos zredukowany, miód pięknie zglazurowany. Sos składa głownie się z soku i tłuszczu z żeberek z ziarnami gorczycy z musztardy i cienkiej, czerwonej jak miedź, warstwy miodu. 

Palce lizać!

Job well done!


Teraz tylko nakładać. Żeberka idealnie idą z ziemniakami, a ze względu na ostrą musztardę proponuję podać je z czymś, co schłodzi emocje - mizerią.


Enjoy!


A teraz obiecany twist: 

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że od połowy września ten blog będzie przeżywał lekki kryzys, a charakter dań też może zmienić się na bardziej rodzinny. Wszystko to dlatego, że spodziewamy się z Mariolą w połowie września naszego pierwszego dziecka! Dlatego wraz ze wzrostem mojego doświadczenia, będę dzielił się z Wami wszystkim, co może uznam przydatne dla każdego Faceta (dla którego ojcostwo powinno być jednym z celów w życiu!), który opiekuje się nie tylko sobą i Żoną, ale i Maleństwem.

Macie pomysł na weekendową wyżerkę?

Jeśli brakuje wam pomysłu, co przekona was, by zjeść obiad w domu, a nie na weekendowych zakupach, zapraszam dzisiaj wieczorem na mojego bloga.

Właśnie kończę "zlifować" nowy przepis, jeden z moich ulubionych, który sprawia, że już robię się głodny.

A do tego, na koniec bonusowa niespodzianka ;)

Zapraszam!


P.S. Chciałem jeszcze złożyć gorące gratulacje Kamilowi B. z okazji narodzin Syna. Jeżeli to czytasz, to jeszcze raz WIELKIE GRATZ!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Smażony kurczak "KFC style" według Men'skiej Kuchni

My Faceci tak mamy, że czasem trzeba wsunąć jakiegoś fast fooda, czyli: kanapka + frytki + napój. Dla mnie od jakichś kilku lat ulubioną kanapką jest Grander z KFC i chociaż uwielbiam wszelkiego rodzaju burgery z wołowiną, to i tak najczęściej w galerii na przekąsce lądowałem w kolejce po wyroby rodem z Kentucky.

Dlatego od jakiegoś czasu pracowałem na odtworzeniem tego, co stanowi serce tej kanapki - soczysty, doprawiony, idealnie zapanierowany i usmażony kawałek kurczaka. Po kilku mniej lub bardziej udanych próbach udało mi się wreszcie odtworzyć coś, co jest według mnie wystarczająco bliskie, aby odroczyć następną wizytę w KFC o kilka miesięcy.

Zapraszam więc na:

Smażonego kurczaka "KFC style" według Men'skiej Kuchni!



Od razu zaznaczam, że na zdjęciach zobaczycie, jak przygotowuję tylko 2 kawałki, ale to dlatego, że tylko tyle mi zostało po eksperymentach prowadzonych dzień wcześniej. Oczywiście, mogłem dokupić trochę mięsa, bo przygotowanie tak małej ilości to marnotrawstwo energii i zrobiłem to tylko dla zdjęć, ale Was zachęcam do przygotowywania większych ilości. 



Składniki:


  • filety z kurczaka (najlepiej ekologicznego)
  • mąka
  • sól
  • pieprz
  • jajko (najlepiej z wolnego wybiegu, tzw. 1, u mnie z hodowli babci mojej Żony)
  • piwo
  • chili
  • mieszanka Tex-Mex (równie dobrze może być do burito lub fajitas) 
  • wędzona papryka






Zamiast wyżej wymienionych przypraw powinna być słynna mieszanka "eleven herbs and spices", ale że jest to tajemnica firmy postanowiłem przyprawić kurczaka w mój ulubiony sposób, czyli w stylu meksykańskim. Według mnie wynik końcowy niewiele różni się od oryginału, ale zawsze możecie użyć swojej ulubionej kombinacji (np. gyros, kebab, shorma - co lubicie).

Zamiast fileta możecie wykorzystać też dowolną inną część kurczaka - skrzydełka, udka, pałki. Ja i moja Żona najbardziej z całego kurczaka lubimy właśnie filety, ale jeżeli macie ochotę na inne części, to pamiętajcie tylko, że najlepiej nadają się kawałki ze skórą! Dzięki temu mięso będzie jeszcze bardziej soczyste!


Zaznaczyć w tym miejscu też muszę, że cała tajemnica idealnie wysmażonych kawałków kurczaka z chrupiącą skórką i miękkim, soczystym mięsem polega na odpowiedniej obróbce termicznej, a mianowicie: najpierw smażenie w głębokim tłuszczu, a potem powolne dopiekanie w piekarniku! Dlatego musicie być też wyposażeni w takie dodatkowe narzędzia, jak: frytownica lub odpowiedni garnek, wystarczająca ilość oleju do smażenia i papier do pieczenia!

Koniec gadania, ostrzymy noże i jazda!

Wykonanie:

Runda 1: tniemy!

Zanim zaczniemy ciąć włączamy piekarnik na 150 stopni, aby się nagrzał, a także podgrzewamy olej (jeżeli macie frytownicę z termostatem, to ja swoją ustawiam na 180 stopni). Musi być go tyle, aby przykryć filet na wysokość, inaczej trzeba będzie go przewracać, co odbiera sens smażenia w głębokim tłuszczu.


Dlaczego smażymy w głębokim tłuszczu, a nie normalnie na patelni? Ponieważ na tym etapie będzie nam zależało na szybkim i równomiernym usmażeniu PANIERKI, a nie samego kurczaka. 

Jeżeli nie dysponujecie tak jak ja frytownicą z termostatem, to musicie pamiętać o utrzymywaniu prawidłowej temperatury oleju! Olej nie może być za zimny - mięso musi ładnie skwierczeć, ale jeżeli doprowadzicie to tzw. dymienia, to olej niestety nadaje się już tylko do wymiany, gdyż wysoka temperatura zniszczyła wszystkie dobre tłuszcze, pozostawiając te niedobre, rakotwórcze!

Nie zapominajcie też o waszej instalacji elektrycznej. Jeżeli korzystacie z elektrycznego piekarnika i frytownicy, może się okazać że Wasza instalacja tego nie wytrzyma i w najlepszym wypadku "wywali" korki, a w najgorszym spowoduje spięcie i zapłon instalacji w ścianie (wiem, bo przekonałem się o tym w starym mieszkaniu ;). W razie czego nagrzejcie piekarnik do wyższej temperatury i wyłączcie grzałkę (nie otwierajcie tylko drzwi), a dopiero potem włączajcie frytownicę).


OK, skoro już nam się tłuszcz grzeje pora zabrać się za cięcie! Kurczaka proponuję pociąć na wystarczająco duże kawałki, aby pozostały lekko w trakcie smażenia, a dopiero doszły w piekarniku. Dzięki temu zostaną miękkie i soczyste.

Ja po prostu przecinam filet na pół. W poprzek. Dzięki temu z każdego fileta mam dwa ładne, prawie prostokątne kąski.




Runda 2: teraz smak


Teraz pora przyprawić naszego kurczaka. Przyprawę tex-mex wysypuję na deseczkę, a następnie wcieram w nią kurczaka. Dzięki temu przyprawa mocniej trzyma się mięsa niż w przypadku zwykłego potrzepania.



Przyprawiamy też teraz naszą panierkę. Do miski wsypujemy mąkę, sól, pieprz, chili i wędzoną paprykę.


I mieszamy!

Runda 3: PANIERKA!


Do drugiej miski wbijamy jajko, a następnie dokładnie mieszamy je widelcem. Teraz najważniejszy składnik: piwo. Nie ważne, czy ciemne, czy jasne, czy pszeniczne. Dajcie takie, jak lubicie. Dodajemy niedużo (50 do 100 ml max), żeby jajko nie było zbyt rozwodnione, ale lepiej mieć piwo w pogotowiu, jakby zabrakło i trzeba było zrobić drugą porcję. Ja w pogotowiu zwykle trzymam trzy ;) Należy tylko pamiętać, by było świeże i dobrze gazowane!




Zamiast piwa można oczywiście użyć dowolnego innego gazowanego płynu (chociaż nie polecałbym niczego słodzonego, np. coli), np. wody gazowanej. Ale to jest Men'ska Kuchnia i tyle w temacie. 


Teraz panierowanie:

Zazwyczaj panieruje się w następujący sposób: mąka, jajko, bułka tarta. Ale z racji tego, że nie mamy tutaj bułki tartej należy zmienić porządek.

Prawidłowa kolejność to: jajko, mąka, jajko, mąka. 



Dzięki temu otrzymamy podwójną grubość panierki, która powinna być sucha z zewnątrz i ładnie trzymać się mięsa!


Runda 4: Ogień!


Teraz przystępujemy do smażenia. Wrzucamy nasze zapanierowane kawałki do gorącego tłuszczu i pozwalamy im się smażyć przez 5 do 6 minut. Możemy wrzucić kilka kawałków na raz - panierka nie ma dużej tendencji do przywierania lub sklejania się, więc nie powinno być problemu by usmażyć 3 filety w dwóch lub trzech turach.

W tym czasie przygotowujemy blachę do pieczenia poprzez rozłożenie na niej papieru do pieczenia.

Wyciągamy je z oleju, pozwalamy, aby nadmiar tłuszczu spłynął, a następnie przekładamy je na blachę.



Zakładam, że będziecie mieli więcej niż jedną turę smażenia, dlatego od razu informuję - kawałki wsadzamy wszystkie na raz! Te które były smażone wcześniej spokojnie dojdą sobie na blasze, nic im się nie dzieje, gdy czekają na resztę, a gdyby je wsadzić wcześniej wyschłyby zanim te ostatnie doszłyby w piecu.


Teraz wkładamy naszą blachę do piekarnika. Czas pieczenia do ok. 8 do 10 minut.

W tym czasie można sobie w gorącym oleju przygotować frytki!

Job well done!



Tak prezentował się mój kurczak po wyciągnięciu z piekarnika, razem z frytkami prosto z oleju. Do tego dorzuciłem kiełki rzodkiewki, które po pierwsze są jedynym zdrowym elementem tego dania, a poza tym mają świetny, pikantny posmak, niwelują w ten sposób dodawania ketchupu!

Mam nadzieję, że wam się spodoba i zainspiruje Was do wypróbowania mojego sposobu na kurczaka!

Smacznego!

czwartek, 6 lutego 2014

Męska Rzecz, czyli czysta perfidia i obraza faceta na MAX

No szlag mnie dzisiaj trafił!


Byłem dzisiaj w naszym pięknym osiedlowym sklepie samoobsługowym, celem nabycia drogą kupna pieczywa i napotkałem przedziwny produkt. Słoiczek. Okładka nawet ładna, treściwa, rzekłbym zachęcająca. 

W środku produkt, którego unikam jak ognia, czyli gotowy wyrób garmażeryjny w słoiku, a konkretnie klopsiki w sosie. Unikam, ponieważ kilka lat temu moja ukochana małżonka poważnie zatruła się takim cudem (wyrób jednego z największych producentów przetworów) i wylądowała na ostrym dyżurze. 

Mimo wszystko przyciągnął mój wzrok wielki napis na etykiecie: "MĘSKA RZECZ" i nie mogłem nie sprawdzić.

No i tytułowy szlag mnie trafił!


Fakt, że nie kupiłem tego cuda, więc nie przytoczę Wam pełnego opisu, a i w Internecie jakoś producent nie chwali się składem, ale mnie poraziło. Nie będę wnikał, co jest w samym sosie, ale jak zobaczyłem skład samych klopsików, to nie mogłem uwierzyć. Otóż produkt niby mięsny składa się w zaledwie +/- 31% procentach z mięsa! I to wcale nie wieprzowiny czy wołowiny, ale mięsa mechanicznie oddzielonego z kurcząt (czyli najgorszego rodzaju maszynowo odzyskanych z resztek!). Na drugim miejscu w składzie znajdują skóry! Zakładam, że producent postępuje zgodnie z wytycznymi UE podaje skład w kolejności zawartości ilościowej od największej do najmniejszej. Potem jest wypełniacz, czyli podajże kasza manna! 

Nie wiem jak wy, ale jeżeli ktoś nazywa to klosikami, to nie chcę wnikać w zawartość innych wyrobów garmażeryjnych.


A nadmienię tylko, że w tej serii są jeszcze wyroby takiej jak gołąbki, sos boloński i jeszcze kilka. 

Nie mam nic przeciwko sprzedaży gotowych produktów, niech każdy ma na swoim sumieniu to, co wkłada do swojego koszyka i co kładzie na stół dla siebie i swojej rodziny.

Ale nie mogę ścierpieć, gdy sprzedaje się niskiej jakości produkt, a strategią marketingową jest wepchnąć go pod szyldem "dla PRAWDZIWYCH mężczyzn"!


Celem tego bloga jest promocja pozytywnych wzorców, postaw i światopoglądów, i nie chcę walczyć z gotowymi wyrobami, czy zniechęcać do producentów takiej żywności. Ale kiedy widzę produkty adresowane wprost do Mężczyzn, spodziewam się dostać produkt dobrze przemyślany, przygotowany, wysokiej jakości i jestem gotów za niego zapłacić godziwą cenę. A tutaj mamy wyrób sugerujący, że Faceci idą na łatwiznę i można im wcisnąć dowolną ciemnotę i chłam, byle wypełnił brzuch i sugerował, że jest to dla "Prawdziwych Facetów".

I dlatego właśnie funkcjonuje Men'ska Kuchnia! Bo Facet szanuje siebie, swoją ciężko wypracowaną sylwetkę, a przede wszystkim swoją rodzinę.


Jeszcze raz podkreślam, że nie chcę Was zniechęcać do tych produktów, to tylko moja opinia, a nie jestem ekspertem żywienia. Moim podstawowym kryterium jest: "czy chciałbym to zjeść"? A jeżeli to przejdzie, to "czy podałbym to mojej żonie, a kiedyś dzieciom"? Wszystko co znajdziecie na moim blogu spełnia oba powyższe kryteria. 

Ja bym tego produktu na swój stół nie podał i tyle. Odnośnie składu - podaję dane z pamięci i nie ręczę za 100% jego dokładności, ale w ciągu kilku godzin nie powinno z mojej głowy wywietrzeć. Nie znajdziecie też nazwy i mojej prywatnej opinii na temat producenta tego wyrobu, bo nie moją sprawą nikogo oceniać. Ani tych co produkują, ani tych co kupują. 

I na tym koniec


Pozdrawiam!

środa, 5 lutego 2014

Domowe Kostki Rosołowe albo Domowy Bulion

Po co nam tzw. kostka rosołowa? Bo to najszybszy sposób, aby przygotować podstawę pod zupę. Można też dodać je wszelkiego rodzaju sosów, aby nadać im dodatkową głębię smaku.

No to w czym problem?

A czy sprawdzaliście kiedyś, co kryje się w tym "cudownym" wynalazku przemysłu spożywczego?

Każdy facet, który wylewa litry poty na siłowni i przerzuca tony żelastwa powinien wiedzieć, co wrzuca potem do swojego wyrzeźbionego organizmu. Mało z tego - każdy facet ma obowiązek upewnić się, że jego partnerka i dzieci jedzą zdrowo i jedzenie wysokiej jakości!

Niestety, ale tzw. kostki rosołowe tych kryteriów nie spełnia. Oto zawartość przeciętnej kostki rosołowej: sól (50% objętości!!!), utwardzany tłuszcz roślinny (ten, który zatyka nam naczynia krwionośne), wzmacniacze smaku (glutaminian sodu i podobne), cukier, tłuszcz zwierzęcy (dopiero teraz i to w ilości nie więcej niż 3% objętości!) i dopiero na koniec rozdrobnione warzywa.

Nie zrozumcie mnie źle - nie mam nic przeciwko skorzystania z kostki raz na jakiś czas (im rzadziej tym lepiej). Ale wiem, że wiele osób robiło tak jak ja kiedyś - kostki stanowiły dla mnie produkt pierwszej potrzeby, który był dodawany do wielu dań.

Dlatego za cel postawiłem sobie znalezienie zdrowej alternatywy. W rezultacie znalazłem program, w którym pewien znany amerykański szef kuchni opowiadał i pokazywał w jaki sposób w jego restauracji przygotowuje się bulion będący podstawą zup i sosów. Nie jestem znaleźć już tego wywiadu w internecie, ale pokażę Wam jak to się robi.

Zapraszam więc Was na

Domowe Kostki Rosołowe albo Domowy Bulion


Różnica między bulionem a kostkami jest taka, że przygotowany w ten sposób bulion można przelać do woreczków na lód i zamrozić. W ten sposób uzyskujemy Domowe Kostki Rosołowe, które spokojnie możemy przechowywać w zamrażalniku przez kilka tygodni.

Ok, koniec gadania, grzejemy piec i jazda!

Składniki

  • trzy ćwiartki z kurczaka, lub dwie ćwiartki i kostny kawałek wołowiny (np. szponder)
  • włoszczyzna (czyli marchewka, pietruszka, por, cebula, kapusta włoska, natka pietruszki, seler)
  • połowa selera naciowego
  • oliwa z oliwek
  • ziele angielskie
  • liść laurowy
  • sól
  • pieprz



W tym miejscu chcę zwrócić uwagę na dobór mięsa. Śmiało możecie użyć dowolnego rodzaju mięsa - drobiu, wołowiny, wieprzowiny, baraniny, jagnięciny, cielęciny, byle mięso miało też kości. W restauracjach robi się po kilka bulionów na różnym mięsie, ale do zastosowań najlepiej sprawdza się według mnie połączenie kurczaka i szpondru wołowego.

Na powyższym zdjęciu widzicie samego kurczaka, ponieważ mój pies miał mieć dietę i wzrosło zapotrzebowanie na gotowany drób.


Wykonanie

Runda 1 - prace manualne

Pierwszą rzeczą, od której proponuję zacząć jest włączenie piekarnika - 2000C - aby się zdążył nagrzać, a także kładziemy patelnię na ogień.

Teraz zabieramy się za mięso - myjemy i dokładnie suszymy. Następnie polewamy mięso odrobiną oliwy z oliwek i nacieramy, aby pokryć je dokładnie, ale jak najmniejszą ilością tłuszczu.


Kładziemy teraz mięso na patelni i pozwalamy się powoli się przyrumienić z obu stron. Nie dodajemy więcej tłuszczu, ponieważ natarliśmy mięso, a nie chcemy wprowadzać za dużo tłuszczu do bulionu.



Jeżeli użyjecie innego rodzaju mięsa pamiętajcie, aby obsmażyć je z każdej strony!


Teraz, gdy mięso sobie miło skwierczy myjemy łodygi selera naciowego, kapustę włoską, pora i natkę pietruszki, a także obieramy marchewkę, pietruszkę, selera i cebulę.

Do brytfanki wlewamy zaledwie kilka kropel oliwy z oliwek i układamy marchewkę, pietruszkę selera, cebulę i łodygi selera naciowego, pocięte na mniejsze kawałki i posypujemy pieprzem.


Gdy mięso będzie już przyrumienione (nie chcemy go też trzymać za długo, tylko dla koloru), układamy je na warzywach i polewamy tłuszczem z patelni.



No to do pieca! Od 25 do 30 minut w zupełności wystarczy.

Runda 2 - gotowanie


Przekładamy nasze warzywa i mięso do garnka. Naszym celem jest delikatna karmelizacja zarówno mięsa jak i warzyw.


Teraz do dużego garnka wkładamy włoską kapustę, pora i natkę pietruszki, dodajemy 2-3 liście laurowe, 5-6 ziaren ziela angielskiego, a następnie przekładamy mięso i warzywa z brytfanki.



W tym miejscu jeszcze jedna uwaga. W najlepszych restauracjach dodaje się na tym etapie tzw. dodatek nabłyszczający, czyli świńską nogę lub inny kawałek mięsa o wysokiej zawartości żelatyny. Znacznie wydłuża to co prawda czas gotowania, ale nadaje piękny połysk zupom i sosom przygotowanym na bazie takiego bulionu.


Całość zalewamy zimną wodą i stawiamy na ogień.


Całość "spokojnie" gotujemy przez minimum godzinę (ale im dłużej tym lepiej, byle go nie przypalić), a następnie odcedzić bulion.


Runda 3 - prawie gotowe

W tym miejscu polecam zostawić bulion na godzinkę, aby ostygł. Dzięki temu na wierzchu utworzy się warstwa zanieczyszczeń i tłuszczu, które można teraz zebrać. 



Jeżeli Wam się śpieszy, można zawsze gorący bulion przecedzić przez czystą gazę - efekt będzie ten sam, a może nawet i lepszy, ale mnie nigdy nie chciało się spróbować ;)


Otrzymaliście w ten sposób wysokiej jakości bulion do wszelkiego rodzaju zastosowań.




Moja porada

Taki bulion można od razu zastosować do zupy lub sosu, ale równie dobrze można część lub całość zamrozić i uzyskać tytułowe Domowe Kostki Rosołowe.


Pamiętać trzeba tylko, że nie są tak wydajne jak sklepowe i aby odczuć różnicę w sosie trzeba dodać min. 5-10 kostek, a do zupy to i spokojnie 2-3 worki pójdą.

Dlatego ja zwykle przygotowuję świeżą porcję pod każdą zupę, zawsze odlewam 2-3 worki do zamrożenia, aby mieć zapas do sosu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie raz na jakiś czas ugotować osobną porcję, mocno ją zredukować i w całości zamrozić.


W mojej Men'skiej Kuchni często spotkacie się z tymi kostkami, ponieważ są świetną alternatywą w czasie redukcji sosów (gdy zdarza się, że płyn już wyprawował, a sos jeszcze nie gotowy, zamiast wody dodaję kostki).

Jest to jedzenie domowe, nisko-przetworzone i zdrowe, czyli esencja Men'skiej Kuchni.

Smacznego!